środa, 23 lipca 2008

Szpital Bethestda


Szpital, w którym pracuję (a raczej na razie się szkolę u boku dr Tagne) z zewnątrz bardziej przypomina kościół niż szpital, co było powodem naszego dużego zdziwienia pierwszego dnia kiedy nas tam zaprowadzono. Budynek ma kształt rotundy, środek jest pusty i są tam ławki dla czekających pacjentów i punkt, gdzie pielęgniarka mierzy ciśnienie i temperaturę a dookoła wiele drzwi prowadzących do mniejszych pomieszczeń służących za gabinety. Sale chorych znajdują się w dwóch niewielkich budynkach zaraz obok.

Sam szpital zaskoczył mnie bardzo pozytywnie. Po kursie medycyny tropikalnej w Poznaniu, gdzie spotkałam się z wieloma relacjami ludzi, którzy w tropiku pracowali, spodziewałam się dużo cięższych warunków. W szpitalu mieszczą się laboratorium, USG, porodówka i apteka, a nawet mała sala operacyjna, gdzie przeprowadzane są drobne zabiegi chirurgiczne. Przy tym pracuje tu tylko jeden lekarz, który zajmuje się i chorymi leżącymi w szpitalu i poradnią, której funkcjonowanie bardziej przypomina izbę przyjęć niż praktykę lekarza rodzinnego. Jest to spowodowane faktem, że wszystkie usługi medyczne są w Kamerunie płatne, nie ma żadnego ubezpieczenia zdrowotnego, więc Kameruńczycy szukają pomocy lekarskiej tylko wtedy, kiedy jest naprawdę potrzebna. Doktor Tagne nie może pacjenta z chorobą serca odesłać do kardiologa a kobiety w ciąży do ginekologa, wszystkim musi się zajmować sam i to mając dość jednak ograniczone środki. Czasami próbuje kogoś skierować do szpitala, gdzie jest specjalista z danej dziedziny, ale jak do tej pory wszyscy odpowiadali, że ich nie stać. Jeśli kieruje kogoś do tutejszego szpitala to i tak on sam go leczy. Z tego, co widziałam w pierwszym tygodniu to zdecydowana większość przypadków to malaria, dzieci często maja zapalenie płuc, dorośli gruźlicę i HIV.

W szpitalu od razu rzuca się w oczy, że Kameruńczycy są bardzo rodzinni. Po pierwsze zwykle cała rodzina partycypuje w kosztach leczenia, po drugie nie ma chwili, żeby u chorego nie był w odwiedzinach jakiś krewny; zwykle jest ich więcej niż jedna osoba, czasami cała rodzina koczuje przy łóżku, rozkładają sobie maty czy chusty na podłodze i zachowują się jakby swój pokój dzienny przenieśli właśnie do sali chorych.

Pacjentów jest całe mnóstwo, ponieważ państwowe szpitale są drogie, a do tego trzeba tam dawać łapówki, żeby w ogóle lekarz zaczął się pacjentem zajmować (przynajmniej tak twierdzą miejscowi). Pracę zaczynamy od 8 rano, ale o 7.30 cały personel spotyka się na modlitwie. Pielęgniarki pracują na trzy zmiany, dr Tagne- wolę się nie pytać; dziś podczas późnej kolacji usłyszałam, że właśnie poszedł robić punkcję opłucnej.

Z tego, co widzieliśmy tu do tej pory, to właśnie szpital jest najlepiej zorganizowany. Odnosimy wrazenie, ze reszta kraju wpisuje się w powiedzenie: „Europejczycy mają zegarki, my mamy czas”. W środę zaproszono nas na obiad do restauracji na 13. Zaczęliśmy jeść o 17. Tomkowi nasz sąsiad obiecał, że go zabierze do Douala jak będzie jechał w poniedziałek załatwić coś ważnego - minął tydzień a on co dzień odpowiada, że pojedzie jutro.

Dostęp do leków jest tu prawie taki jak w Polsce, jedynym ograniczeniem są ceny. Natomiast jeśli chodzi o aseptykę, antyseptykę (i w sumie deratyzację też - w gabinecie była mysz…) jest tu marnie - narzędzia albo tylko polewa się spirytusem, albo polewa i podpala, niektore pielęgniarki nie są zbyt dobrze wykształcone i czasami nie radzą sobie z podziałem na czyste i brudne. Doktor Tagne pracuje tu już 8 lat, ma duże doświadczenie i stara się uczyć mnie medycyny „afrykańskiej”. Niektóre jednak jego decyzje terapeutyczne powodują u mnie pewne zdziwienie jak na przykład rozliczne zastosowania sterydów, o których wcześniej nie słyszałam.

O ciekawych przypadkach napiszę później, kiedy będziemy tu dłużej. Na zakończenie tylko mała ciekawostka. Wczoraj przyszła kobieta w 6 miesiącu ciąży z dzidziusiem żwawo kopiącym w dużym brzuchu, którą zaniepokoił brak miesiączki. Podobno zdarzają się też kobiety twierdzące, że są w 12 miesiącu ciąży…

Eunika



1 komentarz:

Unknown pisze...

Och Nika, to przecież nie jest takie tylko dla Kamerunu zarezerwowane;-))) z niepokojem o brak miesiączki po pół roku spotkałam się też w Polsce...a te ruchy to podobno niestrawność:)